Opublikowano Dodaj komentarz

Jak biznes? Business is business.

Niektórzy z Was zapewne zauważyli w ostatnim czasie wzmożoną aktywność na naszych „soszialach„. Dość powiedzieć, że dzięki współpracy z pewną utalentowaną osobą (nie wiem jeszcze, czy mogę zdradzać szczegóły) zasięgi „skoczyły” nam o 300 procent!

Jeden z postów spowodował jednak niemałe zamieszanie. Był to przedruk fragmentu zakładki „O nas”, w którym napisałem – wypełniając stronę treścią około rok temu, że większość biznesów zakładanych w Polsce nie doczeka rocznicy swojej działalności. No niestety, takie są fakty – ze statystykami nie podejmujemy się dyskusji. Niemal natychmiast po publikacji tego wpisu na fejsie zaczęliście pisać do Natalii pytając, czy już się zwijamy. Wręcz przeciwnie – dopiero się rozpędzamy!

Dlatego postanowiłem napisać ten tekst, żeby dać Wam wgląd w to, jak rozwija się nasz mały joint-venture (chyba mogę tak napisać – w końcu mamy Mary Jane na pokładzie?). Na jakim dzisiaj jesteśmy etapie, co udało nam się w ostatnim roku osiągnąć i jakie plany snujemy na najbliższą przyszłość.

Minął roczek(?)

Może. Może więcej? A może wcale nie? Dlaczego tak trudno powiedzieć?

Jak widzieliście może na naszym najnowszym wideo domowym (z wakacji w Stryjewie), sama nazwa powstała właściwie jeszcze w sierpniu 2020 roku. Różne rzeczy dla naszych dzieci Natalia szyła w zasadzie od samego początku tzn. od narodzin pierwszego dziecka – Dawida, choć ja sam pamiętam pierwsze produkcje z 2015 roku i nie jestem pewien, czy realnie szycie nie zaczęło się od maszyny otrzymanej od mamy w prezencie. Wtedy powstawały pierwsze kocyki, rożki, wielorazowe pieluszki i całkiem fristajlowe (szyte bez jakiegokolwiek wykroju) bluzy.

Za początek kekeleke przyjęliśmy jednak datę zamówienia pierwszej maszyny i owerloka, zakupionych właśnie w tym celu, żeby się z Wami dzielić wytworami spod igły Natalii. A było to dokładnie 8 marca 2021 roku (Nie, nie był to prezent ode mnie na Dzień Kobiet, akurat promocja z tej okazji była jednak w sklepie).

Dlaczego nie świętowaliśmy 1. urodzin?

No właśnie. Skoro ustaliliśmy datę, dlaczego nie było u nas hucznie i nie posypały się rabaty i różne inne promocje jak w zagranicznym markecie?

Powodów było wiele. Ma to sporo wspólnego z tym, na jakim etapie dzisiaj jesteśmy. Może więc czas już napisać gdzie my właściwie się znaleźliśmy po roku działalności?

Firma / nie firma

Pewien niskorosły mąż stanu miał stwierdzić parę lat temu, że ktoś, kogo nie stać w Polsce na płacenie ZUSu, zwyczajnie nie nadaje się do prowadzenia biznesu. Na szczęście jest u nas taka forma działalności, jak „działalność nierejestrowana”. Nam bardzo taka forma pasowała, podobnie jak „realizacja obowiązku szkolnego poza szkołą”. W tych ramach prawnych możemy prowadzić sprzedaż oficjalnie i legalnie, ale – jak dotąd – zwyczajnie nie osiągnęliśmy jeszcze pułapu, który zakładał by nam na szyję pętlę ZUSu.

Tymczasem we wspomnianych na starcie statystykach uwzględniane są jedynie podmioty opłacające ZUSy, stąd – z punktu widzenia Państwa – tak na prawdę jeszcze nie zaczęliśmy. I generalnie wcale nam się nie spieszy.

Na szczęście są też w Polsce podmioty, które współpracują z nami pomimo braku formalnie zgłoszonej działalności m.in. w zakresie płatności online i wysyłki asortymentu na terenie kraju. Celowo ograniczyliśmy się do tych form, które są dla nas najwygodniejsze, ale gdybyście preferowali inne, napiszcie proszę w komentarzu poniżej jakie, a postaramy się rozwinąć wkrótce możliwości płatności i wysyłki o te właśnie opcje.

Większość towaru trafia do naszej rodziny i przyjaciół. Dzięki temu mamy możliwość sprawdzenia swoich produktów „w boju”. Kilka bluz z kolekcji Wawim trafiło też do czytelników bloga (kto dostał, „łapka w górę” w komentarzu poproszę i napiszcie, jak się nosi w ogóle). Mam nadzieję, że nie działa zasada „darowanemu koniowi”, bo na prawdę chcielibyśmy usłyszeć, jeśli coś warto by było poprawić.

Pierwsze produkty trafiły też do czytelników naszego Biuletynu kekelekowego (którym rozsyłamy pięćdziesięcioprocentowe (-50%) kupony rabatowe na zakup nowości pojawiających się w butiku) oraz do członków Braterstwa (stowarzyszenia KS Amator), dla których przewidziany jest siedemdziesięcioprocentowy (-70%!) upust cenowy na pierwszy zakup w niepoprawnej politycznie Galanterii „zielonej”, która w butiku znajduje się, bo… <ocenzurowano>

Skąpa oferta, mizerna promocja

Po roku „działalności / nie działalności” można by stwierdzić, że mamy bardzo okrojoną ofertę. Nie wszystkie produkty wyszły z fazy prototypu, inne czekają na przygotowanie etykiet, zdjęcia, może filmik na jutuba. Kolejka już się zaczyna wydłużać, a powody są prozaiczne. Dużo czy mało zostało w ostatnim roku zrobione – sam nie wiem.

Przede wszystkim Natalia opiekuje się czwórką dzieci w tym jednym małym (cycuś, pieluchy…) – to nie zostawia zbyt wiele czasu na przesiadywanie w pracowni. Mi też trochę zajęło przygotowanie dla niej przestrzeni, bez której trudno było w ogóle cokolwiek ruszyć. Poza tym szykowaliśmy równolegle drugi projekt, który „objawi się” prawdopodobnie w okolicy sierpnia.

Mimo wszystko oprócz pracy „po godzinach” nad produktami, rozwijana była „infrastruktura” i strona internetowa została wzbogacana o nowe funkcjonalności jak na przykład możliwość rejestracji w butiku za pośrednictwem najpopularniejszych „sosziali”. Pojawiły się produkcje naszego wideo domowego na jutubie i poprawiła ich jakość, gdyż początkowo robiliśmy zdjęcia i nagrywaliśmy jednym ze starych aparatów, które kupiliśmy dzieciom, jako zabawki na pchlim targu…

Co nas czeka?

A może raczej „co Was czeka” w drugim roku kekelekowego bytu? Na pewno chcielibyśmy mocno rozbudować ofertę sklepu. W produkcji już są spódniczki i kapelusiki, skończone czekają nerki. Pojawią się też pewnie pierwsze zestawy dla mamy i córki.

Postaramy się dalej pracować nad jakością multimediów i sposobu prezentacji produktów. Zadbamy także o bardziej rozbudowany kalendarz promocji i ofert specjalnych.

Na pewno się nie zwijamy!

Choć niekoniecznie spieszno nam, żeby płacić ZUSy. Dla naszej społeczności z pewnością znajdą się rozmaite możliwości zakupu w specjalnej cenie oferowanych produktów. Tymczasem dalej będziemy traktować kekeleke, głównie jako projekt edukacyjny dający nam szansę wspólnego tworzenia i pracy z dziećmi. Pokazania i próby przekazania im tego, czego zdążyliśmy się sami trochę lepiej lub gorzej nauczyć w przeszłości – zanim się pojawili lub wkrótce po tym. Jako rodzice musimy też przyznać, że kekeleke jest dla nas także przedsięwzięciem wymagającym ciągłego rozwoju.

Cieszymy się również ogromnie, że są wśród naszych przyjaciół osoby chcące nas wesprzeć w obszarach, w których są od nas mocniejsze. Nawet, jeśli pojawiają się takie drobne nieporozumienia, jak to, które zmotywowało mnie do napisania tego posta. W końcu to były moje słowa, ale nie panikujcie. Idzie nam świetnie!

Na pytanie Maharadży „Jak biznes?” możemy szczerze odpowiedzieć za Doktorem Plamą – Business is business. Świetnie! Akcje zwyżkują.

Fragment filmu pt. Hydrozagadka z 1970 roku.
Opublikowano Dodaj komentarz

„Kekeleke? To ja może przeliteruję…”

Nie trzeba. Pisze się dokładnie tak, jak słychać – odpowiadam dzisiaj, ale na początku wytężałem umysł słuchając kolejnych liter rozbrzmiewających w słuchawce, zachodząc w głowę, czy tak to się własnie pisze. Dzisiaj, widząc konsternację (z nutką niedowierzania i rozbawienia zarazem) w oczach rozmówcy po prosu mówię – tak, jak słychać i to załatwia sprawę.

Skąd taka nazwa?

Kiedy wybraliśmy nazwę dla naszego przedsięwzięcia, wrzuciliśmy ją szybko w Google. Wyskoczył jakiś murzyński bożek. No… nie! Nic z tych rzeczy. Jeśli jesteście ciekawi skąd wzięła się ta pocieszna nazwa, czytajcie dalej lub przeskrolujcie na koniec wpisu do filmiku. Kilka ujęć i wszystko będzie już jasne.

Joja, juja, siesień, wawim, kompisa…

Albo, kapinki… Jak większość rodziców byliśmy zafascynowani rozwojem mowy, a co za tym idzie – myślenia naszych dzieci. Dawid tworzył całą masę z początku niezrozumiałych dla nas wyrazów. Czasami mijały tygodnie zanim odkryliśmy ich znaczenie. Wyglądało to trochę, jak nauka języka „ludzi północy” przez Antonio Banderasa w Trzynastym wojowniku. Czuliśmy się wówczas, jakbyśmy stawali się częścią czegoś absolutnie wyjątkowego. Jakby na naszych oczach powstawało zupełnie nowe plemię z własną kulturą i my stawaliśmy się jego częścią.

Dawid był pierwszy, zatem Natalia poświęcała mu niemal cały swój czas, w związku z czym stworzenie słowniczka wytworów jego umysłu było oczywiste. Przytoczę „na szybko” kilka przykładów prosto z pamięci:
joja – woda,
juja – żaglówka,
siesień – Księżyc,
wawim – razem,
kompisa -… no niech ktoś odgadnie. Natalii zajęło to całe dwa tygodnie.

Z Marią było nieco inaczej. Jej talent ujawnił się na nieco późniejszym etapie. Wykazywała osobliwy talent słowotwórczy zupełnie z innej beczki niż Daduś – jak go onegdaj nazywała. Tworzyła takie zlepki, jak pyśmienite czy żywotrupy (okres fascynacji filmami o zombie).

Kapinki (skarpetki), to wytwór Inki. Podobnie, jak kekeleke – cukiereczek i kalalala potototo (karaluchy pod poduchy, ale to już temat na osobny wpis…

Ot, zagadka rozwiązana. Szukając nazwy dla firmy chcieliśmy wykorzystać jedno ze słów wykutych wewnątrz naszego małego klanu. Marcin nie dotarł jeszcze do tego etapu… ale trafił już do firmowego logo, jako jedna z czterech gwiazdek. Pierwszy zresztą wystąpił w naszym wideo domowym w swojej bluzie niemowlęcej.

Zgadywanka z kuponami

A skoro już przy zagadkach jesteśmy, to mamy 3 kupony promocyjne – zniżka 100% na dowolny produkt (wraz z wysyłką) z oferty butiku dla jednej osoby. Kod promocyjny jest niczym innym, jak tłumaczeniem słowa „kompisa”. Wpisujcie swoje propozycje w komentarzach – kto odgadnie, ten będzie mógł z niego skorzystać lub sprezentować rodzinie i znajomym! 1 słowo = 3 produkty w 3 osobnych zamówieniach na 3 różne adresy mejlowe podane przez zwycięzcę.

Wideo domowe

I na koniec – wisienka na torcie, czyli krótkie wideo z okresu, kiedy słowo kekeleke zostało ukute.

Stryjewo, Camping „Pod Olchą”, 2020